Wczoraj, nim położyłam się spać, podreptałam do kuchni. Zdjęłam skórę z łososia, mięso pokroiłam w mniejsze kawałki. Lekko posoliłam, zalałam sokiem wyciśniętym z całej limonki i obłożyłam porwanymi liśćmi świeżej kolendry. Odstawiłam na noc do lodówki. Rano przygotowałam sos: 2 łyżki sosu sojowego (tamari), 1łyżka octu ryżowego, 1 łyźka syropu klonowego, 1 łyżeczka sproszkowanego imbiru, kawałek chilli drobniutko poszatkowany. Łososia drobniutko posiekałam ostrym nożem, podobnie skroiłam czerwoną cebulę, dodałam sos i świeżo zmielony pieprz, wszystko dobrze wymieszałam, dodając na koniec jeszcze trochę świeżej kolendry.
Do takiego tatara dobrze pasowałyby bliny gryczane, ale po wczorajszej długiej podróży, byłam zbyt rozleniwiona. Pokroiłam jedynie w grube plastry dobry ser kozi i na nim ułożyłam po łyżce tatara. Dodałam kilka wędzonych w całości szprotek i jadłam, na zastawie w kaszubskie wzory, popatrując na zdjęcia morskich krajobrazów.
A potem przyszła pora na pieczonego halibuta w porach… I na
zupę z trzech ryb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz