O tej porze
wszyscy już wiedzą, jak robić szparagi. Wszyscy pewnie spróbowali już kilka
wersji, wybrali ulubioną. A ja, spóźniona ostatnio z pisaniem przepisów niesłychanie,
dopiero dziś jeden ze swych sposobów podaję.
Ja szparagi
piekę. Uważam, że są bardziej intensywne w smaku, jędrniejsze, nie rozmiękczone
w wodnej kąpieli. I wolę stanowczo zielone od białych. Mogę je jeść co drugi
dzień. Na gorąco i na zimno. Dziś na zimno.
Zielone
szparagi umyłam, osuszyłam ściereczką. Odłamałam sztywną część u dołu w
miejscu, w którym szparag zaczął być elastyczny. Znaczniejsze zgrubienia
oskrobałam. Wylałam sobie na dłoń łyżeczkę oliwy i wygłaskałam nią szparagi,
szczególną troską obdarzając delikatne czubki. Ułożyłam w foremce do zapiekania,
lekko oprószyłam solą i wstawiłam do nagrzanego do 200 stopni piekarnika. Po
pięciu minutach poruszyłam foremką, przewracając szparagi. Po kolejnych pięciu –
sprawdziłam, powinny już dochodzić. Mają być sprężyste i twardawe, miło
chrzęszczące przy nadgryzaniu. Wyjęłam z piekarnika i zostawiłam do ostudzenia.
Obrałam jedno
niezbyt miękkie awokado, wyjęłam pestkę, miąższ pokroiłam na zgrabne cząstki,
posoliłam, skropiłam sokiem z cytryny. Umyłam, osuszyłam i przekroiłam na ćwiartki
dziesięć ładnych truskawek. Wyłożyłam szparagi na półmisek, przybrałam
truskawkami, dodałam awokado. Całość szczodrze posypałam pokruszonym czerwonym
pieprzem.
Idealne danie
na kolację. Nic bardziej majowego.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Pęczek zielonych szparagów, jedno awokado, dziesięć
truskawek, dwie łyżeczki soku z cytryny, łyżeczka ziarenek czerwonego pieprzu,
sól.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz