Intensywność
mojego zachwycania się światem jest tak duża, że nie nadążam z notowaniem. Za
mną pierwsze majowe dni spędzone w Beskidzie Niskim i Bieszczadach, piesze
wędrówki między Hańczową, Wysową, Blechnarką, Banicą, Izbami, Regietowem,
Ropkami, Kwiatoniem, Świątkową, Zawadką Rymanowską…
Pokłony w
cerkwiach i przy rozstajnych krzyżach, łapanie stopa na bezludziu i
przygarnianie do samochodu innych znużonych wędrowców, wąchanie najświeższej zieleni,
rozcieranie w palcach ledwo wyklutych seledynów, zapatrzenia w białą mgłę
tarnin i trześni, pierwsze leżenie na nagrzanej ziemi, z głową w zawilcach i
kokoryczach, wysyłanie niespiesznych myśli w ślad kłębiastych baranków, pierwsze
ucieczki przed młodzieńczą burzą...
Tymczasem na
nizinach wiosna, nieśmiało dotąd pączkująca, wystrzeliła w niebo jak zielona
fontanna. Zaszalała bzem, konwalią, narcyzem. Pokropiła łąki kolorowym pędzlem.
Namówiła żuka, aby znalazł panią żukową. Zgęstniała, dojrzała, z kiełkującego podlotka
zmieniła się w pannę pierwszej, bujnej młodości.
Staram się
teraz przemycać do każdego dania wiosenne elementy. Tyle wokół jadalnego
zielska, aż buzującego od soków i chlorofilu! Do zwykłej sałaty można dorzucić czubki
pokrzyw, listki dzikiego szczawiu, a nawet młodziutkie listki lipowe lub bukowe
- mają delikatny smak z lekko kwaśną
nutą końcową.
Do porannej owsianki można dodać fiołki ogrodowe lub leśne. Warto korzystać, bo organizm zmęczony szarością przedwiośnia z wdzięcznością przyjmie każdą zieloną molekułę.
Ostatnio przyrządziłam tabbouleh z młodego kalafiora. Wiadomo, że do klasycznego tabbouieh używa się bulguru bądź kuskusu, ale wersja kalafiorowa jest bezglutenowa i oczywiście zdrowsza.
Młody, spory kalafior obrałam z zewnętrznych liści, umyłam, osuszyłam i podzieliłam na kilka części – niezbyt dużych, aby mogły zmięknąć w obróbce cieplnej i niezbyt małych, aby wygodnie można je było potem zmienić w „kaszkę”. Tak przygotowane ułożyłam na blasze i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. Trzymałam je w piekarniku przez kwadrans, od czasu do czasu przewracając, aby nie przyżeliły się zanadto od spodu. Pieczenie kalafiora to świetny patent; warzywo zachowuje jędrność, nie bez znaczenia jest też większa niż w wersji gotowanej „powściągliwość zapachowa” takiej obróbki. Po upieczeniu kalafior starłam na tarce o grubych oczkach, uzyskując coś w rodzaju granulatu przypominającego kuskus. Do tak przygotowanej „kaszki” wcisnęłam sok z jednej cytryny, dodałam trzy łyżki oliwy, sól i pieprz do smaku, odstawiłam.
W tym czasie obrałam dwa świeże ogórki, przecięłam je w pół, wydrążyłam gniazda
nasienne (zjadłam je od razu – mają w sobie dużo walorów smakowych, ale
rozwadniają potrawę), posiekałam w kostkę. Dwie garści pomidorków koktajlowych
umyłam, osuszyłam, każdy przekroiłam w pół. Kilkanaście drylowanych oliwek
posiekałam drobno. Dołożyłam jeszcze solidną garść suszonej morwy. Wszystkie te
dodatki połączyłam z kaszką kalafiorową.
Teraz przyszła kolej na zieleninę. Posiekałam dwie garści świeżej mięty, garść świeżej rukwi wodnej (ja wykopałam nad rzeką i posadziłam w doniczce, można dostać sadzonki na giełdzie ogrodniczej albo małe doniczki w supermarkecie), garść świeżych liści kolendry wraz z łodyżkami.
Dodałam
jeszcze dwie garści szczawiku
zajęczego. Ta intensywnie kwaskowa roślina rośnie niemal we wszystkich
polskich
lasach. Zerwane listki, koniecznie wraz z intensywnie czerwonymi
łodyżkami, w
których chowa się cały smak, można przechowywać skropione wodą w lodówce
nawet
do tygodnia. Zioła wymieszałam z warzywami, całe danie odstawiłam do
lodówki na
godzinę, podałam schłodzone. W glinianych naczyniach przywiezionych z
gospodarstwa Farfurnia z Zawadki Rymanowskiej, gdzie można nauczyć się
robić takie cudeńka.
Do kalafiorowego tabbouleh można wykorzystać mieszankę innych ziół i warzywnych dodatków – zachęcam do eksperymentowania. Wiosna to czas fantazji.
Ściągawka, czyli potrzebne produkty
Jeden spory kalafior, sok z jednej cytryny, trzy łyżki oliwy, dwa świeże ogórki, kilkanaście pomidorków koktajlowych, kilkanaście zielonych oliwek bez pestek, garść suszonej morwy, dwie garści świeżych liści mięty, garść świeżych liści i łodyżek kolendry, garść świeżej rukwi wodnej, dwie garści szczawiku zajęczego
Jeden spory kalafior, sok z jednej cytryny, trzy łyżki oliwy, dwa świeże ogórki, kilkanaście pomidorków koktajlowych, kilkanaście zielonych oliwek bez pestek, garść suszonej morwy, dwie garści świeżych liści mięty, garść świeżych liści i łodyżek kolendry, garść świeżej rukwi wodnej, dwie garści szczawiku zajęczego
Przeczytałam i obejrzałam z przyjemnością :-)
OdpowiedzUsuń