W drugi dzień
świąt, gdy spowszedniał już barszcz i pierogi, gdy wszyscy mieli już siebie
nieco dosyć, gdy zmarznięci wracaliśmy od dziadków, gdzie musieliśmy
wypowiedzieć rytualne: tak, gęś była mięciuteńka!, gdy zaczynały się
niedyskretne dopytywania o szkołę i kim chcesz być w przyszłości, gdy
wyszukanym terrorem psychicznym zaganiano mnie do pianina celem odegrania serii
bolesnych kolęd, ciążeniem głosów starszych pań furt zsuwających się w C-dur
bądź a-moll i utrzymujących się w nieprzyspieszalnym tempie marche funebre, wówczas
na stół wjeżdżała wytrawna zupa migdałowa, na gęstym wołowym wywarze, serwowana
w miniaturowych filiżankach z cieniutkiej porcelany.
I zapadało milczenie,
takie krótkie, treściwe, na trzy wrzące łyczki zaledwie, i patrzyliśmy
szklanymi oczami na rozmazujące się światełka choinkowe, i myśleliśmy, że
przecież nie było tak źle, i ojciec sennym głosem zagajał, co to ja miałem, aha,
święta, święta i po świętach…
Spróbowałam przybliżyć się do tamtego smaku, przyrządzając zupę w wersji wegańskiej, na esencjonalnym wywarze
jarzynowym.
Dwie cebule przekroiłam na pół i każdą część opaliłam na czarno na
palniku gazowym. Oskrobałam trzy marchewki, trzy pietruszki i kawałek selera,
skropiłam oliwą i upiekłam na blasze w piekarniku, w temperaturze 200 stopni.
Trzymałam je około 30 minut, na koniec włączywszy opcję grill, aby się porządnie
zrumieniły. Następnie przełożyłam je do garnka i zalałam litrem wody, dodałam
cebulę i wszystko gotowałam, z dodatkiem liścia laurowego, soli i trzech łyżek
bezglutenowego sosu sojowego, na bardzo małym ogniu, przez 40 minut.
Następnie
dodałam 3/4 szklanki grubej mąki migdałowej. Z braku mąki można dodać
poszatkowane migdały. Wywar z migdałami pyrkotał kolejne 20 minut. Na tym
etapie, aby zaostrzyć smak, można dodać łyżkę lub dwie płatków drożdżowych, nie
jest to jednak konieczne. Można podlać ją wodą do ulubionej gęstości, można
dosolić, dodać nieco pieprzu, ale z umiarem. Zupa ma być słono-słodkawa,
zawiesista, gęsta. W domu się jej nie miksowało, tylko podawało grudkowatą i
zaciągniętą żółtkiem jajka. W mojej wegańskiej modyfikacji rzecz jasna jaja nie
ma, zdecydowałam się też na konsystencję kremu, zmiksowawszy zupę w blenderze.
I, jako że apetyt rośnie mi z wiekiem, podałam w większych filiżankach.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Dwie cebule, trzy marchewki, trzy pietruszki, kawałek
selera, łyżka oliwy, liść laurowy, sól, pieprz, 3 łyżki sosu sojowego, ¾ szklanki
mąki migdałowej lub drobno poszatkowanych migdałów
I jeszcze słowo.
Niech całe
Wasze święta będą gładkie, aromatyczne, gęste od znaczeń, bogate w smaki, pełne
ciepła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz