Rok jest
ciągle nowy, nowiutki, świeży, z wyraźną datą produkcji, jeszcze bez żadnej
większej plamy, prawie po wręby pełen nadziei. Postanowienia jeszcze gorące,
dopiero co wyciągnięte z zanadrza. Cele jeszcze w idealnym kształcie, nie
nadgryzione zębem czasu. Miły to stan, gdy raptem parę dni zapisanych w
kalendarzu, ciągle pachnącym farbą drukarską.
Jaki będzie
2015? Jedno wiem na
pewno. Będzie smaczny. A jak smaczny, to
na pewno ocierający się, jak puszysty kot, o zadowolenie,. A stąd już tylko krok
do szczęścia.
W styczniu, a
zwłaszcza w styczniu tak niezdecydowanym i słotnym, jak tegoroczny, mam zwykle
apetyt na słodkości. Słodkie śniadanie – brzmi leniwie, pieszczotliwie, lekko
dokazująco i niesfornie. Podejście szczególnie przydatne w tak zwany Blue
Monday, czyli Smutny Poniedziałek, który ponoć jest właśnie dzisiaj. Trzeba go było solidnie odczarować, zaczynając od
śniadania. Myślę, że w ten sposób da się odczarować każdy, najbardziej nawet ponury, poniedziałek.
Najpierw
przyrządziłam najprostszą granolę. Rozgrzałam suchą patelnię, a gdy była już
naprawdę gorąca, wsypałam na nią pół łyżeczki cynamonu i szczyptę mielonych
goździków, a po krótkiej chwili - dwie garści bezglutenowych płatków owsianych
(fińskiej Proveny) tak, aby pokryły równą warstwą dno patelni. Od czasu do
czasu podrzucałam płatki, by dobrze wymieszały się z przyprawami i rumieniły
się równomiernie. Gdy zaczęły przyjemnie pachnieć, a jeszcze nie zdążyły się
przypalić, wlałam dwie łyżki gęstego syropu daktylowego, przykręciłam ogień do
minimum i szybko zamieszałam drewnianą łyżką, aby słód dobrze zlepił wszystkie
płatki. Pozostało już tylko dodać nieco tartej skórki pomarańczowej, raz
jeszcze wymieszać i odstawić do ostygnięcia.
Przełożyłam
do salaterki opakowanie jedwabistego białego tofu. Polałam je po wierzchu sosem
sporządzonym z soku wyciśniętego z jednej limonki i trzech łyżek syropu
klonowego. Posypałam po wierzchu czarnymi jagodami i suszonymi wiśniami. Całość
szczodrze udekorowałam granolą.
Aby dogodzić
sobie jeszcze dobitniej, przyrządziłam prawdziwą czekoladę. Z moczonych przez noc
w wodzie mielonych migdałów (szklanka zmielonych migdałów na ¾ litra wody;
można użyć gotowej mąki migdałowej, o ile nie jest zmielona na pył) zlałam
wszystek płyn, odciskając migdałową papkę na sicie. Z „gęstego” zrobię później
migdałowy twarożek, uzyskane mleczko (niecałe dwie szklanki) posłużyło mi do
produkcji napoju. Odlałam połowę do kubeczka i rozbełtałam w nim dwie kopiate
łyżeczki prawdziwego surowego kakao. Gdy uzyskałam już gładką konsystencję,
dodałam do kubeczka dwie łyżki gęstego mleka kokosowego i trzy łyżki syropu
daktylowego i jeszcze raz porządnie wszystko ze sobą rozkłóciłam (można wlać
wszystkie ingrediencje do blendera kielichowego i zmiksować na wysokich
obrotach). Pozostałą połowę mleka migdałowego podgrzałam, a gdy zbliżało się do
wrzenia, wlałam czekoladową miksturę i podgrzewałam całość na małym ogniu,
lekko ubijając trzepaczką, aby uzyskać pienistą konsystencję.
Wszystko
razem zajęło mi około kwadransa.
A potem? A
potem dałam sobie jeszcze kwadrans na delektowanie się zdrową, pożywną słodyczą
czasu darowanego sobie. I Blue Monday wcale nie był blue, tylko mlecznobiały,
spokojny i delikatny jak mgła.
Ściągawka, czyli potrzebne produkty:
Tofu z granolą:
dwie garści bezglutenowych płatków owsianych (np. Proveny), dwie łyżki syropu daktylowego, pół łyżeczki mielonego cynamonu, szczypta mielonych goździków, łyżeczka startej skórki pomarańczowej, 1 opakowanie jedwabistego tofu (nie GMO),do polania - sok z jednej limonki, trzy łyżki syropu klonowego; garść czarnych jagód, łyżka suszonych wiśni
Czekolada:
szklanka zmielonych migdałów (lub gotowa, ale niezbyt sypka mąka migdałowa), 3/4 litra zimnej wody, dwie kopiate łyżeczki surowego kakao, dwie łyżki "gęstego" z puszki mleka kokosowego, dwie łyżki syropu daktylowego
Jak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń