sobota, 24 stycznia 2015

Kiszonka wielowarzywna


Ech pogodo marudna, rozdyźdana, ech klimacie nieumiarkowanie niesprzyjający, ech zimo nieistniejąca, więc niezimo… trzeba sobie jakoś z wami poradzić, gdy wokół wszyscy utyskują na spadek energii, zaziębienia, nieokreślone weltschmerce i herzklekoty. 


Dobrym wyjściem jest nie kisić się we własnym sosie, ale – przed wyjściem na energiczny spacer – zakisić kiszonki. Ja zrobiłam to w zeszłym tygodniu i teraz się delektuję witaminowym koktajlem z warzyw, z których kiszonki raczej w sklepach nie znajdziecie. 





Najpierw przygotowałam klasyczną solankę – a więc łyżkę soli niejodowanej na litr wrzątku. Odstawiłam do wystudzenia. Następnie dokładnie wymyłam wybrane na ekologicznym straganie warzywa i sparzyłam je wrzątkiem, aby minimalizować ryzyko pleśnienia. Jakie warzywa? Ano pół kalafiora, pół głąba kapusty pekińskiej, dwie marchwie, słodką czerwoną i zieloną paprykę, dziesięć malutkich szalotek, sześć ząbków czosnku. Kalafior podzieliłam na małe różyczki, kapustę skroiłam w paski o szerokości centymetra, długie na tyle, aby łatwo się je jadło, marchwie skroiłam w talarki, z papryk przed pokrojeniem w paski starannie wybrałam ziarna, cebulki i czosnek obrałam z łupinek. Naszykowałam przyprawy: sześć ziaren kardamonu, dziesięć ziaren ziela angielskiego, sześć liści laurowych, łyżkę ziaren kolendry, sześć goździków. 



W ukochanym glinianym garnku ułożyłam przemieszane warzywa, przetykając je przyprawami (zdjęcie w słoju jest poglądowe, do kiszenia radzę używać naczynia szerokiego u góry). Ułożyłam na nich wyparzony talerzyk – potem jeszcze go przycisnę wyparzonym kamieniem. Chodzi o to, aby warzywa nie wypływały na powierzchnię solanki, gdyż to właśnie bywa przyczyną pleśnienia. W końcu wlałam solankę tak, aby ponad warzywami było przynajmniej pięć centymetrów płynu. Pozostało już tylko odstawić garnek na kilka dni w ciepłe miejsce, u mnie rezyduje pod kaloryferem. Moim zdaniem kiszonka osiąga pełnię smaku po tygodniu – jest intensywna, przyprawy szaleją całym bukietem aromatów, warzywa pozostają jędrne i chrupkie.



Jak je wykorzystać? Ot, choćby przygotować zupę, dokładnie tak, jak robicie tradycyjną ogórkową – zalać warzywa wraz z kiszonym sokiem wodą lub wywarem ze świeżych jarzyn, aby uzyskać pożądany smak, pogotować około kwadransa, zabielić warzywną śmietanką (u mnie słonecznikową, z namoczonych na noc i zmiksowanych łuskanych ziaren słonecznika), dodać sporo świeżego kopru i zajadać. 




Można też użyć w sałatce z jabłkiem, gotowanym selerem, świeżym siekanym porem i kaparami, z dodatkiem „majonezu” z nerkowców. Można w końcu podjadać je saute, jak ogórki małosolne. Zapraszam do eksperymentów. Wydatnie poprawiają humor w tę słotę, chmurność i mrok.




Ściągawka, czyli potrzebne produkty
Na kiszonkę:
pół kalafiora, pół głąba kapusty pekińskiej, dwie marchwie, słodka czerwona i zielona papryka, dziesięć malutkich szalotek, sześć ząbków czosnku, sześć ziaren kardamonu, dziesięć ziaren ziela angielskiego, sześć liści laurowych, łyżkę ziaren kolendry, sześć goździków, dwa litry wody, dwie łyżki soli niejodowanej
Na zupę:
Trzy szklanki warzyw z kiszonki, dwie szklanki soku spod warzyw, woda lub wywar ze świeżych jarzyn, filiżanka śmietanki słonecznikowej (uzyskanej z filiżanki łuskanych ziaren słonecznika i szklanki wody), pęczek koperku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz