Grudzień to chyba dla mnie najtrudniejszy miesiąc w całym roku. Oprócz
normalnej, codziennej pracy dochodzą jeszcze sterty papierów, sprawozdań,
zestawień, aplikacji. Robię, co mogę, aby – gdy nadejdzie czas Świąt – nie
chcieć zagrzebać się w ściółce leśnej albo uciec na któryś z biegunów. W zeszły
weekend na jedną noc schroniłam się w rewelacyjnym Spa Manor House w
Chlewiskach. Jednak nie o aromaterapeutycznych masażach, basenie z
mineralizowaną wodą czy cytrynowym balsamie do rąk chcę tu pisać, ale o
rewelacyjnym smaku barszczu, jaki podano mi w miejscowej restauracji, w ramach
dość bogatej karty wegańskiej. Smak tego barszczu odtworzyłam w domu, lekko go
po swojemu podkręcając.
Podstawą tej rewelacyjnej zupy jest naturalnie domowy zakwas buraczany. Robię go w grudniu kilkakrotnie, mam bowiem do obsłużenia kilka towarzyskich i rodzinnych wigilii. Na jednej z nich podałam właśnie „barszcz ze spa”.
Najpierw przygotowałam dodatki. Ugotowałam na sypko ¾ szklanki suchej, palonej kaszy gryczanej, według przepisu na opakowaniu. Można wykorzystać ekspresowe płatki gryczane, wówczas należy zalać je bardzo małą ilością wrzątku, tak na oko – pół szklanki, i postawić na ogniu na dosłownie dwie minuty. Płatki ”złapią” miękkość i zachowają sypkość.
Przygotowałam szklankę białej fasoli (ja podkradłam tę,
którą przygotowałam uprzednio do potrawy ze śliwkami i cebulą) – trzeba ją
zalać na noc wrzątkiem, następnie dopełnić
wrzątkiem i gotować przez 20 minut, potem odcedzić. Barszcz z Manor
House nie zawierał fasoli, kto nie chce, też może sobie ten składnik odpuścić.
Namoczyłam na noc dwie pełne garści grzybów suszonych (tak,
tak dużo, wbrew porzekadłu o dwóch grzybach w barszcz) w 0,5 litra wrzącej
wody. Pogotowałam je następnie 20 minut, osoliłam, odstawiłam.
Litr zakwasu buraczanego przecedziłam przez sito i powoli
podgrzałam na maleńkim ogniu. Po kilku minutach dodałam ugotowane podgrzybki,
wraz z grzybowym wywarem. Gotowałam kolejnych pięć minut na ledwo pyrkającym
ogniu tak, by nie doprowadzić do wrzenia. Już po zdjęciu z gazu „wkręciłam” do
zupy trzy łyżki płynnego miodu gryczanego (jeśli zakwas jest mniej intensywny,
można ograniczyć się do dwóch łyżek); mieszałam, aż całkowicie się rozpuścił.
Na dno miseczek włożyłam po dwie kopiate łyżki kaszy
gryczanej i po łyżce fasoli. Zalałam gorącym barszczem pilnując, aby w każdej
porcji znalazło się kilka grzybów.
Ściągawka, czyli potrzebne produkty
¾ szklanki palonej
kaszy gryczanej lub płatków gryczanych, szklanka białej fasoli Jaś lub Lima
(opcjonalnie), 2 pełne garści grzybów suszonych, 1 litr zakwasu buraczanego,
2-3 łyżki płynnego miodu gryczanego.
Przepis na zakwas buraczany:
http://zachwycenia-blog.blogspot.com/2013/12/zakwas-na-barszcz-czerwony-wigilijny.html
Przepis na zakwas buraczany:
http://zachwycenia-blog.blogspot.com/2013/12/zakwas-na-barszcz-czerwony-wigilijny.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz