Kiedy za oknem typowa polska wigilijna ulewa, proponuję
buraczano-sezamowe świąteczne pocieszenie. Znów burak, ale inaczej, z wschodnim
przytupem tahini.
Wzięłam trzy długie buraki, umyłam je, wysuszyłam i
obieraczką do warzyw zestrugałam skórkę. Na tym nie skończyłam: strugałam dalej
obierzynki, jedna za drugą, aż powstały cienkie, dość szerokie buraczane
wstążki. Wrzuciłam je na osolony wrzątek i zblanszowałam tak, aby zachowały
chrupkość, ale były już o krok przed zmięknięciem. Odcedziłam. Jeszcze ciepłe
wrzuciłam do uprzednio przygotowanego sosu, na który złożył się sok z jednej
limonki, sól, dwie łyżki dobrej pasty tahini, dwie łyżki oliwy, dwie łyżki
syropu klonowego; sos nabrał konsystencji emulsji, gdy paręnaście razy
potrząsnęłam nim w zakręconym słoiczku.
Buraczane wstążeczki muszą sobie poleżeć w zalewie parę
godzin, optymalnie – całą noc. Rano trzeba je z sosu lekko osączyć, ułożyć w salaterce, a z wierzchu posypać
uprażonym na suchej patelni białym sezamem.
Ściągawka, czyli potrzebne składniki
Trzy podłużne buraki, sól,
sok z jednej limonki, dwie łyżki pasty tahini, dwie łyżki oliwy, dwie łyżki
syropu klonowego, łyżka ziaren białego sezamu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz