Dynia to kula pełna możliwości.
Robię z niej frytki, nie tak chrupiące, jak ziemniaczane, ale zdrowsze i
smaczne, nasycone czosnkiem, papryką i posmakiem dobrego oleju. Robię z niej
marmoladę z dodatkiem pomarańczy i owoców jarzębiny, słodko-kwaśno-gorzką, jak
smak lekkiego grzechu. Robię z niej coś na kształt creme brulee, z mlekiem
kokosowym, migdałami i karmelem z brązowego cukru. Robię z niej w końcu kilka
rodzajów zup. Podstawowe połączenie to dynia, imbir, chilli i mleko kokosowe, z
chipsami bekonowymi, jeśli ktoś lubi na mięsno i bogato, z podprażonymi
płatkami migdałów lub pistacjami.
Ale to przecież zaledwie ułamek dynnych możliwości.
Zestawienie korzennej, ale słonej zupy
dyniowej z kwaśno-słodką konfiturą wiśniową z nutą mięty podpatrzyłam w
programie Joli Słomy i Mirka Trymbulaka „Atelier smaku”. Lubię ich niespieszne
opowieści, szczególnie te zawarte w książce
„Nakarmić duszę”; bije z niej pogodny spokój i umiejętność życia. Nie
każdy mistrz kuchni musi być pokrzykującym i zadziornym Gordonem Ramseyem, ja
sama szukam w kuchni raczej wyciszenia, a z jesiennych przepisów najbardziej
odpowiadają mi te z kojącą, balsamiczną nutą. Mój przepis na zupę ma nieco
zmodyfikowane proporcje przypraw, bliższe mojemu smakowi.
Około kilograma dyni hokkaido
pokroiłam wraz ze skórką w kostkę, zalałam
5 szklankami wody, posoliłam i ugotowałam do miękkości. Podprażyłam na
suchej patelence na małym ogniu przyprawy: łyżeczkę dobrego proszku curry,
półtorej łyżeczki przyprawy 5 smaków, pół łyżeczki czarnego pieprzu, pół
łyżeczki sproszkowanego ziela angielskiego, ćwierć łyżeczki gałki
muszkatołowej. Gdy zaczęły intensywnie
pachnieć, wsypałam je do zupy. Dodatkowo
oczyściłam patelenkę z resztek przypraw, wylewając na nią parę łyżek mleka
kokosowego i pozwalając zawiesinie chwilę pobulgotać, zanim zlałam ją do
garnka, wraz z pozostałą zawartością puszki mleka kokosowego. Dodałam jeszcze
łyżkę sosu sojowego tamari, chwilę pogotowałam, aby przyprawy się przegryzły,
po czym wszystko starannie zmiksowałam.
Z czeluści spiżarni wyciągnęłam
mały słoiczek konfitury wiśniowej, niskosłodzonej, z całymi owocami.
Wymieszałam z kilkoma łyżkami posiekanych listków świeżej mięty. Wylałam zupę
do miseczek, pośrodku każdej z nich położyłam kopczyk wiśniowo-miętowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz