Pierś z indyka (może być też z kurczaka, najlepiej oczywiście z wolnego chowu) pokroiłam w cienkie paski, obsypałam pieprzem cytrynowym i solą, odłożyłam. Gdy mięso przechodziło smakiem przypraw, szybciutko zmiksowałam koktajl z jednego owocu mango, jednej gruszki, dwóch jabłek, łyżki soku z limonki, kilku listków mięty i szklanki mleka ryżowego.
W pojemnym, pięciominutowym międzyczasie zblanszowałam w osolonej
wodzie dwie garści fasolki szparagowej, odcedziłam, płyn z gotowania zachowałam
do zupy warzywnej. Posiekałam dwie szalotki, jedną cukinię skroiłam w paski. Jedno dojrzałe mango obrałam, odcięłam miąższ
od pestki i pokroiłam w kostkę. W woku rozgrzałam olej, wrzuciłam mięso, przykryłam
pokrywką. Po dwóch minutach, w trakcie których poruszałam wokiem, dodałam
szalotkę. Po kolejnych dwóch – mango i solidną garść orzechów nerkowca. Po
następnych dwóch – odcedzoną fasolkę pokrojoną na mniejsze kawałki oraz kostki
cukinii. Porządnie potrząsnęłam patelnią. Minęły kolejne dwie minuty. Przyszła
pora na finalne składniki: łyżkę płynnego leśnego miodu i dwie łyżki soku z
limonki. Całość lekko dosoliłam, dodałam też dużo świeżo mielonego pieprzu, zamieszałam
drewnianą łyżką i odstawiłam wok z palnika. Po dwóch minutach danie było
gotowe. Na wydaniu posypałam potrawę posiekanym szczypiorkiem.
I po kwadransie od rozpoczęcia całej procedury mogłam się
zachwycać aromatycznym, konkretnym, a zarazem delikatnym smakiem mojego święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz