Nigdy nie byłam w Irlandii, nie znam też chyba żadnego Patryka. Ale znam
całkiem sporo irlandzkich pieśni, a 17 marca to takie ładne, zielone święto.
Włożyłam więc okulary w zielonych oprawkach, zielone kolczyki, zastanawiałam
się jeszcze nad zielonymi glanami, ale miałam dziś zebranie z dyrekcją, więc
postanowiłam nie przesadzać. Za to w przerwie na lunch podałam sobie jadowicie
zieloną zupę.
Jak ją zrobiłam? Najpierw przygotowałam wywar z białych warzyw – pora, selera i pietruszki – do którego dorzuciłam „pieńki” z brokułów. Zwykle się je wyrzuca, jakże niesłusznie, gdyż po odpowiednim obgotowaniu są bardzo smaczne. Gotowałam jarzyny około pół godziny, do miękkości, po czym wrzuciłam sporego brokuła podzielonego na małe różyczki. Dodałam sól, pieprz cytrynowy, łyżeczkę cząbru i dwa ząbki czosnku wyciśnięte przez praskę. Gotowałam kolejne 3-4 minuty, nie dłużej, aby nie różyczki brokułów zanadto nie straciły szmaragdowego koloru. Kilka różyczek wyciągnęłam i odłożyłam do dekoracji. Na koniec dodałam pół opakowania śmietanki sojowej (mlekożercy mogą dodać zwykłą, krowią śmietanę) i trzy garści liści szpinaku, zamieszałam, wyłączyłam gaz. Po chwili w blenderze kielichowym zmiksowałam zupę na wysokich obrotach, na bardzo delikatny krem, niczym zielony puch. Wylałam na talerz, przyozdobiłam zielonymi różyczkami.
Jak ją zrobiłam? Najpierw przygotowałam wywar z białych warzyw – pora, selera i pietruszki – do którego dorzuciłam „pieńki” z brokułów. Zwykle się je wyrzuca, jakże niesłusznie, gdyż po odpowiednim obgotowaniu są bardzo smaczne. Gotowałam jarzyny około pół godziny, do miękkości, po czym wrzuciłam sporego brokuła podzielonego na małe różyczki. Dodałam sól, pieprz cytrynowy, łyżeczkę cząbru i dwa ząbki czosnku wyciśnięte przez praskę. Gotowałam kolejne 3-4 minuty, nie dłużej, aby nie różyczki brokułów zanadto nie straciły szmaragdowego koloru. Kilka różyczek wyciągnęłam i odłożyłam do dekoracji. Na koniec dodałam pół opakowania śmietanki sojowej (mlekożercy mogą dodać zwykłą, krowią śmietanę) i trzy garści liści szpinaku, zamieszałam, wyłączyłam gaz. Po chwili w blenderze kielichowym zmiksowałam zupę na wysokich obrotach, na bardzo delikatny krem, niczym zielony puch. Wylałam na talerz, przyozdobiłam zielonymi różyczkami.
Zjadłam, podśpiewując pod nosem piosenkę „Cockles & Mussels”, znaną również jako „Molly Malone”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz