Jakże ja tego
nie lubiłam! Jedno z dań – postrachów dzieciństwa: mdłe, blade, nijakie w
strukturze. Gdzieś jednak, w głębi mojej kulinarnej wyobraźni, tliło się
przeczucie, że można je przyrządzić inaczej, smaczniej, bardziej wyraziście.
Tak, aby wreszcie wiarygodnie brzmiało zdanie wypowiedziane przez Forresta
Gumpa: pasują do siebie, jak marchewka z groszkiem.
Dwa pęczki
karotki (dwa, bo nowalijki sprzedawane są w homeopatycznych porcyjkach) lekko
oskrobałam, odcięłam zielonkawe czubki i pokroiłam w grube plastry. Wrzuciłam
je na wrzątek i obgotowałam tak, aby zachowały chrupkość. Odcedziłam. Na
patelni rozgrzałam kopiatą łyżkę oleju kokosowego, włożyłam marchew, wlałam sok
wyciśnięty z całej limonki. Obrałam i pokroiłam świeżą papaję, uzyskując
szklankę dość grubej owocowej kostki. Dodałam do marchewki. Posiekałam świeżą
nać kolendry wraz z łodyżkami, dorzuciłam do jarzynki.
W
międzyczasie w drugim garnczku zalałam wrzątkiem dwie kopiate garści zielonego
groszku cukrowego w strączkach i szybko zblanszowałam – nie dłużej niż dwie
minuty. Odcedziłam, przelałam lodowatą wodą, aby zachował intensywny kolor. Przekroiłam
każdy strączek wpół i dodałam do marchwi. Wszystko solidnie posoliłam i hojnie
popieprzyłam świeżo zmielonym kolorowym pieprzem. Potrzymałam na ogniu jeszcze z
minutę. Podałam ciepłe.
Moje danie, w
przeciwieństwie do marchwianego kleiku zapamiętanego z dzieciństwa, ma trzy stopnie
chrupkości: papaja zyskuje strukturę kremu, marchewka jest al dente, zaś groszek chrupie dziarsko i zawadiacko. Słodycz
warzyw i owocu zostaje przełamana nutą cytrusów i ostrością świeżego pieprzu.
Ściągawka, czyli
potrzebne produkty:
Dwa pęczki karotki (bez naci), kopiata łyżka oleju
kokosowego, ćwierć papai skrojona w kostkę (po pokrojeniu – szklanka owocowej
kostki), dwie-trzy garści świeżego groszku cukrowego w strączkach (ok. 15 dag),
pęczek świeżej kolendry, sok z jednej limonki, sól, pieprz.
Świetnie zdjęcia, no i przepisy jakby stare, a jednak nowe.
OdpowiedzUsuń