Łąka
u schyłku sierpnia jest miodna i miodowa, pachnie karmelem, suchym sianem i
popiołem. Złotobiała od lnianek i krwawnika, nakrapiana szkarłatem koniczyny
krwistoczerwonej czy ostrym różem firletki. Przez żebra, przez mostek, przez
pępek przenika mnie więź z ciepłą ziemią. Co ja robię w tym mieście pełnym
kurzu, powinnam codziennie chodzić boso, gryźć dziką miętę i oganiać się
badylkiem od ciekawskich bzygowatych.
Póki
jednak moja codzienność biegnie raczej wśród zgrzytających tramwajów i niekończących
się korków ulicznych niż wśród srebrnych olch i wierzb rosochatych, będę mieć
przynajmniej ułamek łąki na talerzu.
Przyniosłam
z łąki litrowy pojemnik kwiatów czerwonej koniczyny wraz z listkami, oberwałam
ogonki, opłukałam i osuszyłam na sitku; kilkanaście ładnych kwiatków odłożyłam.
Osiem
pomidorów zielonej odmiany (nie niedojrzałych, jest taka ciekawa odmiana zachowująca
zieloną barwę; można użyć również pomidorów żółtych) sparzyłam wrzątkiem,
obrałam ze skórki, zmiksowałam na passatę. Naszykowałam
bulion warzywny, z całej włoszczyzny zalanej litrem wody.
Posiekałam
trzy gałązki selera naciowego. Rozgrzałam na patelni łyżkę oleju kokosowego,
wrzuciłam seler, podsmażyłam przez dwie minuty.
Dodałam
do selera dwie szklanki suchego, przebranego ryżu. Do klasycznego risotto
powinno się użyć ryżu odmiany arborio, ja jednak tym razem, wobec pewnych
braków w spiżarni, użyłam brązowego ryżu tajskiego. Ważne, aby była to odmiana,
która zawiera dużo skrobi dającej lekką kleistość. Smażyłam ryż poruszając
patelnią, aż zaczął delikatnie orzechowo pachnieć. Wówczas zaczęłam powoli, chochelka
po chochelce, dolewać na przemian passatę pomidorową i bulion warzywny,
mieszając zawartość patelni i czekając z następnym podlaniem, aż płyn się
wchłonie. Do lekko miękkiego już ryżu dodałam kwiaty koniczyny, przecięte w poprzek na pół strączki groszku tajskiego i płaską
łyżeczkę soli. I dalej mieszałam, dodając po odrobinie płynów. Pod
sam koniec wsypałam do risotto kopiatą łyżkę płatków drożdżowych – nadadzą
daniu posmak parmezanowy. Danie przybrałam surowymi kwiatami koniczyny.
A
łąka, łąka końca lata, wyglądała tak.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Litr kwiatów czerwonej
koniczyny, osiem zielonych lub żółtych pomidorów (barwna odmiana, a nie
niedojrzałe owoce), ok. pół litra bulionu warzywnego, trzy gałązki selera
naciowego, dwie szklanki ryżu do risotto, kilkanaście strączków zielonego groszku tajskiego, łyżeczka soli, kopiata
łyżka płatków drożdżowych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz