poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Quinoa, czyli komosa ryżowa z cukinią, batatem, grzybami shiitake i ostrym sosem z mango

Komosa ryżowa, czyli quinoa, to przedmiot mojego nieustannego zachwytu. Ma delikatny, lekko orzechowy smak i ciekawą konsystencję. Przepadam zwłaszcza za czerwoną, która świetnie sprawdza się w sałatkach i zupach typu krupnik (zastąpiła mi pęczak, którego nie mogę używać). Jest zdrowa, niskokaloryczna i chętnie wchodzi w nowe znajomości. Komosę najpierw lekko przepłukałam zimną wodą, bo ma w sobie nieco goryczki, choć o wiele mniej niż na przykład jaglanka. Potem zalałam zimną wodą na dwa palce powyżej ziaren i gotowałam na wolnym ogniu, pod przykryciem, ok. 20 minut. Po tym czasie większość wody powinna się wchłonąć, a nasiona – lekko spęcznieć. Następnie zdjęłam pokrywkę, posoliłam i lekko zamieszałam i gotowałam już bez przykrycia, aby woda do końca odparowała, kolejne 5 minut.

Gdy kasza pyrkotała na palniku, skroiłam cukinię wraz ze skórką w ukośne plastry i, pomazawszy olejem, położyłam na patelni grillowej. Po kilku minutach odwróciłam. Przełożyłam z patelni do salaterki.
Długo zastanawiałam się nad użyciem batata. To w końcu roślina psiankowata, a psiankowate – mam na liście „produktów zakazanych”. Do tej rodziny,  z której przedstawicielami musiałam rozstać się ponad rok temu, należą zwykłe ziemniaki, pomidory, bakłażany i papryki. W wyniku długich negocjacji ze sobą zdecydowałam, że batat to lepsza psianka, bo zagraniczna, i postanowiłam ten jeden, jedyny raz w roku go spróbować.
Obrałam batata ze skórki, pokroiłam w cienkie talarki i wrzuciłam na rozgrzany olej. Po 3 minutach dodałam garść mieszanych kiełków, garść pokrojonych grzybów shiitake, ząbek czosnku skrojony w plasterki i łyżeczkę intensywnie czerwonej i aromatycznej, indyjskiej przyprawy tandoori masala;  smażyłam kolejne 2 minuty, poruszając patelnią. Odsączyłam z tłuszczu i przełożyłam do salaterki z cukinią. Wszystkie jarzyny skropiłam obficie sosem sojowym, zamieszałam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz