Sobota. Lekko mglisty poranek zapowiadający słonce. Już
skwierczy pod butami poranny przymrozek, ale gdzieniegdzie jeszcze w ściółce
kryją się kapelusze podgrzybków, a w Bieszczadach – nawet borowików. Jeśli ktoś
nie ma lasu w zasięgu wzroku, niech wskoczy na rower i pogna na najbliższy
targ. Bo ta fantastyczna zupa najlepiej wychodzi z grzybów świeżych.
Przygotowałam wywar warzywny z całej włoszczyzny z dodatkiem
soli i kilku listków laurowych; będę potrzebować półtora litra płynu. Oskrobałam
dwie marchewki i zestrugałam z nich obieraczką do warzyw cienkie wstążki
przypominające tagliatelle. Obrałam dwa ząbki czosnku,. Posiekałam pęczek
szczypioru, jedną garść odłożyłam. W woku rozgrzałam tłuszcz – oliwę i olej sezamowy, w proporcji 2:1.
Wrzuciłam marchew, większą część szczypioru i czosnek wyciśnięty przez praskę. Smażyłam bez przykrycia około pięciu
minut, poruszając patelnią.
W tym czasie pokroiłam świeżo zebrane i oczyszczone podgrzybki, tak na oko czterdzieści deko, na około dwucentymetrowe kawałki. Wyszły mi trzy szklanki grzybowej krajanki. Można użyć blanszowanych grzybów mrożonych, które po rozmrożeniu trzeba jeszcze raz zblanszować i dokładnie odcedzić. Grzyby przesmażyłam z marchwią i szczypiorem przez kolejne trzy minuty, po czym dodałam dwie łyżki bezglutenowego sosu sojowego, kopiatą łyżeczkę sproszkowanego imbiru i drugą – ostrej suszonej papryki. Zamieszałam.
Zawartość woka przełożyłam do garnka i zalałam warzywnym wywarem. Postawiłam na małym ogniu na kwadrans. W międzyczasie na suchej patelni uprażyłam dwie łyżki ziaren sezamu. Posiekałam pół pęczka świeżej kolendry, naszykowałam dwie garści świeżych kiełków słonecznika. Wrzuciłam do zupy, którą jeszcze trzy minuty potrzymałam na ogniu. Sprawdziłam, czy nie trzeba jeszcze dosolić. Wylałam do miseczek, posypałam prażonym sezamem i odrobiną posiekanego szczypioru. I odpłynęłam w zupełnie nieznane rewiry smakowe.
W tym czasie pokroiłam świeżo zebrane i oczyszczone podgrzybki, tak na oko czterdzieści deko, na około dwucentymetrowe kawałki. Wyszły mi trzy szklanki grzybowej krajanki. Można użyć blanszowanych grzybów mrożonych, które po rozmrożeniu trzeba jeszcze raz zblanszować i dokładnie odcedzić. Grzyby przesmażyłam z marchwią i szczypiorem przez kolejne trzy minuty, po czym dodałam dwie łyżki bezglutenowego sosu sojowego, kopiatą łyżeczkę sproszkowanego imbiru i drugą – ostrej suszonej papryki. Zamieszałam.
Zawartość woka przełożyłam do garnka i zalałam warzywnym wywarem. Postawiłam na małym ogniu na kwadrans. W międzyczasie na suchej patelni uprażyłam dwie łyżki ziaren sezamu. Posiekałam pół pęczka świeżej kolendry, naszykowałam dwie garści świeżych kiełków słonecznika. Wrzuciłam do zupy, którą jeszcze trzy minuty potrzymałam na ogniu. Sprawdziłam, czy nie trzeba jeszcze dosolić. Wylałam do miseczek, posypałam prażonym sezamem i odrobiną posiekanego szczypioru. I odpłynęłam w zupełnie nieznane rewiry smakowe.
Ściągawka, czyli potrzebne produkty:
pęczek włoszczyzny, kilka listków laurowych, ok. 40 dag świeżych
podgrzybków lub borowików albo 50 dag mrożonych, dwie marchwie, pęczek
szczypioru, dwa ząbki czosnku,około 1/3 szklanki oliwy i mniej niż
ćwierć szklanki oleju sezamowego, dwie łyżki bezglutenowego sosu
sojowego, łyżeczka sproszkowanego imbiru, łyżeczka suszonej ostrej
papryki, pół pęczka świeżej kolendry, dwie łyżki sezamu, dwie garści
kiełków słonecznika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz