czwartek, 30 października 2014

Zupa dyniowa z grillowaną gruszką i batatem



Za oknem snuły się wstążki porannej mgły, trawnik posiwiał od przymrozku, świtało. Kluł się pogodny dzień. Jeszcze nie włączyłam ogrzewania, więc pobudka była rześka, taka, jak lubię – z szybkim zanurzeniem się w puchaty szlafrok i grube skarpety. I początek dnia mógł dziś być taki, jak lubię: w kuchni wypełnionej jesiennymi zapachami. Obiecałam dziś kolegom z pracy zupę dyniową, jakiej jeszcze nie jedli.



Najpierw włożyłam do piekarnika pokrojoną w grube pajdy dynię butternut, taką z zieloną skórką (skóry nie trzeba zdejmować, o wiele łatwiej będzie to zrobić, gdy dynia się upiecze). Powinna piec się około godziny. Po półgodzinie do dyni dołożyłam trzy żółte papryki.

W międzyczasie obrałam jednego dużego batata, przekroiłam wzdłuż na pół i pokroiłam w cienkie półksiężyce. Na głębokiej patelni rozgrzałam dwie łyżki oliwy pomarańczowej, gdy zyskała wysoką temperaturę, wrzuciłam batata, smażyłam kilka minut poruszając patelnią, pod koniec posoliłam. Odłożyłam do miski. Na tej samej patelni usmażyłam jedną sporą cebulę posiekaną w piórka.

Dwie gruszki klapsy umyłam i dokładnie wytarłam. Przekroiłam wpół i wydrążyłam gniazda nasienne. Rozgrzałam suchą patelnię grillową, położyłam na niej gruszki przekrojoną stroną do dołu, po około trzech minutach przewróciłam i grillowałam kolejne 3-4 minuty.

Wyjęłam z piekarnika upieczone plastry dyni, odcięłam z nich skórę. Papryki na chwilę włożyłam do papierowej torby, następnie ostrożnie usunęłam nasiona, dbając o to, aby sok zebrany w środku owocu się nie zmarnował. Obrałam ze skórki. Dynię, przysmażoną cebulę i paprykę wraz z sokiem umieściłam w blenderze. Dodałam świeżo wyciśnięty sok z dużej pomarańczy, dwie łyżki oleju sezamowego. Na koniec przyszła kolej na przyprawy: kopiatą łyżeczkę soli, pół łyżeczki imbiru, pół łyżeczki kuminu, pół łyżeczki cynamonu, pół łyżeczki utłuczonych ziaren kolendry, szczyptę gałki muszkatołowej, pół łyżeczki czarnego pieprzu, pół łyżeczki sproszkowanej papryczki piri piri, pół łyżeczki mielonych goździków, pół łyżeczki mielonego kardamonu.  Ach, same nazwy tych przypraw przyprawiają o zawrót głowy… Wszystkie ingrediencje starannie zmiksowałam, dodając jeszcze zawartość małej puszeczki mleka kokosowego i szklankę wody mineralnej. Zupa ma mieć aksamitną, niezbyt gęstą konsystencję.

Krem dyniowo-paprykowy przelałam do garnka i podgrzałam na małym ogniu. Jako że degustacja miała odbyć się w pracy, zupę i dodatki umieściłam w termosie. W przerwie obiadowej rozlałam zupę do miseczek, pośrodku każdej położyłam kopczyk batatów i połówkę grillowanej gruszki.


 
Miseczki uległy starannemu wylizaniu. 



Ściągawka, czyli niezbędne produkty:
30-40 dag dyni butternut lub innej miękkiej i mięsistej, trzy żółte papryki, jedna duża cebula, jeden batat, dwie łyżki oliwy pomarańczowej (lub zwykłej oliwy zmieszanej z sokiem i miąższem z pomarańczy), dwie gruszki klapsy, sok z jednej dużej pomarańczy, dwie łyżki oleju sezamowego, mała puszka mleka kokosowego, szklanka wody mineralnej, przyprawy (kopiata łyżeczka soli, pół łyżeczki sproszkowanego imbiru, pół łyżeczki sproszkowanego kuminu, pół łyżeczki cynamonu, pół łyżeczki utłuczonych ziaren kolendry, szczypta gałki muszkatołowej, pół łyżeczki czarnego pieprzu, pół łyżeczki sproszkowanej papryczki piri piri lub innej ostrej papryki, pół łyżeczki mielonych goździków, pół łyżeczki mielonego kardamonu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz