Gdy powietrze
wibruje i drży od skwaru, w kuchni chce się siedzieć krótko albo wcale. Nie da
się jednak żywić samym arbuzem i malinami. Trzeba by chrupnąć coś jeszcze.
Właśnie. Latem znakomicie sprawdza się chrupkość. Szczególnie w sałatkach.
Ta sałatka wymagała pewnego poświęcenia – trzeba było zblanszować kalafior romanesco, ten
najpiękniejszy, o stożkowatych różyczkach w rzekotkowozielonym kolorze.
Poświęcenie nie było jednak zbyt wielkie, wystarczyło podzielony na drobne
cząstki kwiatostan zalać osolonym wrzątkiem i gotować dokładnie trzy minuty, po
czym odcedzić i szybko przelać lodowatą wodą, aby zachował barwę. Resztę
surowców przygotowałam na zimno.
Pokroiłam w
cienkie piórka jednego fenkuła. Jedną białą rzodkiew oskrobałam obieraczką,
uzyskując cienkie długawe wstążki. Oba warzywa lekko osoliłam. Opłukałam i
osuszyłam kiść słodkich czarnych winogron bezpestkowych. I w końcu schłodziłam
zblanszowanego kalafiora. Wszystkie składniki wymieszałam w salaterce i dodałam
uprzednio przygotowany i schłodzony dressing.
W dressingu owym
bowiem kryje się cały letni, kwaskowy i aromatyczny urok sałatki. Naszykowałam
dwie garści świeżej bazylii tajskiej i dwie garści mięty, centymetrowy kawałek
obranego korzenia imbiru, dwie łyżeczki syropu klonowego, trzy łyżki soku z
cytryny i 1/3 szklanki oleju pistacjowego. Wszystkie te ingrediencje
zmiksowałam w blenderze na gładką emulsję w cudownym złotozielonym kolorze.
I już można
było zacząć chrupanie. Ostrzegam, ta sałatka jest niebezpieczna: nie wiadomo
kiedy sięga się po dokładkę, i jeszcze jedną, i jeszcze.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki:
Jeden kalafior romanesco, jedna biała rzodkiew, jeden
fenkuł, kiść czarnych winogron bezpestkowych (w wersji całkowicie wytrawnej
można dodać dobre czarne oliwki), dwie garści świeżej bazylii tajskiej, dwie
garści świeżej mięty, centymetrowy kawałek obranego korzenia imbiru, dwie
łyżeczki syropu klonowego, trzy łyżki soku z cytryny, 1/3 szklanki oleju pistacjowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz