Nie dlatego, żeby nic mnie ostatnio nie zachwyciło. Wręcz przeciwnie. Ale czas się jakoś kurczy, choć próbuję go naciągać, jak przykrótką kołderkę. I pewnie dlatego, że ostatnio nie mogę w pełni się czasem otulić, złapałam infekcję. A raczej - to ona mnie złapała. I kazała przystopować. Na kilka dni, bo dłużej nie wytrzymam. Jest więc pewna szansa, że nadrobię zachwyceniowe zaległości, kulinarne i podróżnicze.
W chorobie nastrój siada, kapryśność rośnie, apetyt albo żaden, albo na to, czego akurat w domu brak… A warto by dostarczyć teraz właśnie organizmowi naturalne witaminy, antybiotyki i probiotyki. Można je znaleźć w spiżarni. Zwłaszcza gdy dzięki przynależności do świetnie działającej kooperatywy spożywczej właśnie się odebrało paczkę ekologicznych warzyw i owoców prosto z Sycylii.
Kiedy mam żołądek chorobowo poirytowany, najlepiej „wchodzą” mi
papki, przeciery i kremy. Jestem coraz bardziej pewna, że nie służy mi
„karmienie” infekcji słodyczami – choć chciałoby się połasuchować – jak również
mięsem czy nabiałem. Dobrze natomiast sprawdza się w chorobie strawa
wegetariańska. I, oczywiście, kasza jaglana, z jej rozgrzewającymi i
osuszającymi właściwościami.
Wróćmy do sycylijskiej przesyłki. Gdy tylko nabiorę więcej sił, sporządzę marmoladę z mandarynek z dodatkiem wanilii i drugą, gęstą i gorzką, z pomarańczy, cytryn i grejpfrutów. To musi jednak parę dni poczekać.
Teraz obrałam ze skórki dwa grejpfruty, dwie pomarańcze tarocco i dwie pomarańcze moro, dołożyłam dwa mango obrane i pokrojone w cząstki (nie z Sycylii, ale nie jestem ortodoksyjna i nie pozwolę mu zbyt długo zalegać w lodówce). Odrobinę dosłodziłam syropem daktylowym, dodałam łyżeczkę cynamonu i wszystko na gładko zmiksowałam w kielichowym blenderze, uzyskując gęsty mus aż buzujący od witaminy C.
Wróćmy do sycylijskiej przesyłki. Gdy tylko nabiorę więcej sił, sporządzę marmoladę z mandarynek z dodatkiem wanilii i drugą, gęstą i gorzką, z pomarańczy, cytryn i grejpfrutów. To musi jednak parę dni poczekać.
Teraz obrałam ze skórki dwa grejpfruty, dwie pomarańcze tarocco i dwie pomarańcze moro, dołożyłam dwa mango obrane i pokrojone w cząstki (nie z Sycylii, ale nie jestem ortodoksyjna i nie pozwolę mu zbyt długo zalegać w lodówce). Odrobinę dosłodziłam syropem daktylowym, dodałam łyżeczkę cynamonu i wszystko na gładko zmiksowałam w kielichowym blenderze, uzyskując gęsty mus aż buzujący od witaminy C.
Następnie obrałam ze skórki – a skórkę mają łatwo
odchodzącą, twardą, chropowatą jak u krokodyla – cztery dojrzałe awokado. Awokado
ma w sobie wiele substancji przeciwzapalnych, powinno więc wspomóc mnie w
zwalczaniu zapalenia gardła i krtani. Dla wzmocnienia efektu dodałam dwa
solidne ząbki czosnku; jeszcze dwie szczypty soli, trzy łyżki soku z limonki, garść
świeżych liści kolendry i pół szklanki śmietanki sojowej. I znów, zmiksowałam
na gładziutki, puszysty, zielonkawy krem; istny nabój antybiotykowy, z
niezbędną dawką tłuszczu.
Kubeczek dziennie jednego i drugiego – i nie trzeba
chemicznej suplemetacji. A na zbicie gorączki – napar z plastrów sycylijskiej
cytryny (ze skórką) i strużyn imbiru, z dodatkiem miodu gryczanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz