Czerwony agrest… W ogrodzie mojego dziadka jeden krzak z
wielkimi, niemal czarnymi owocami był Krzewem Zakazanym. Owoce z niego mógł
zrywać wyłącznie dziadek i ojciec… Dziś wydaje mi się to nie do pomyślenia, ale
wtedy żadna kobieta ani żadne dziecko z rodziny nie ważyło się złamać tego
tabu, wywodzącego się niewątpliwie z wiejskiej tradycji, zgodnie z którą
najlepsze kąski należały się mężczyznom – gwarantom bezpieczeństwa i
przetrwania. Familia mojego ojca hołdowała tamtej obyczajowości, co ze
szczególną mocą objawiało się w rodzinnych obrządkach kulinarnych. Tym razem
wszystek czerwony agrest jest dla mnie.
Co jeszcze? Skusiła mnie rosnąca przy polnej drodze dzika
róża, którą skrzętnie ogołociłam z kwiatów. Sądziłam, że znajdę jeszcze więcej
kwitnących krzewów, ale czas mnie gonił i ostatecznie ze spaceru przywiozłam
tylko trzy garstki świeżych różanych płatków. Nawet na mały słoiczek konfitury
nie wystarczy, ale zmarnować ten aromatyczny cud natury – grzech. Obcięłam
nożyczkami białe końcówki płatków (są okropnie gorzkie) i tak przygotowane
płatki zasypałam dwiema łyżkami cukru brązowego. Zaczęłam ucierać, drewnianą łyżką
w glinianej misce (nie można używać łyżki metalowej, nie wiem dlaczego, nie
jestem chemikiem, wierzę w babciny przekaz i nie zaryzykuję). Dodałam łyżeczkę
soku z limonki i dalej ucierałam, aż ta konfiturowa ociupinka stała się
szklista i rubinowa. W ten sposób uzyskałam raptem ze trzy łyżki przysmaku i
obiecałam sobie, że gdy tylko zdołam, ruszę w pola na poszukiwanie dzikich róż.
Przyrządzanie różanej, ucieranej na zimno konfitury to z kolei tradycja z
rodziny mojej matki. I tak, w jednym deserze spotkają się wspomnienia przodków
po mieczu i po kądzieli.
Do trzech żółtek (białka jaj wykorzystam do innego przepisu,
nie ma obawy!) dodałam łyżkę syropu z agawy i zaczęłam je energicznie ubijać
trzepaczką. Gdy zaczęły mieć konsystencję przypominającą kogel-mogel, dodałam
ziarnka z połowy laski wanilii, szczyptę mielonego kardamonu i 3 łyżki
śmietanki sojowej (osoby używające nabiał krowi mogą dodać zwykłą słodką
śmietankę). Poubijałam jeszcze przez chwilę, aż wszystkie składniki dobrze się
wymieszały, a sos zrobił się atłasowy. Połowę sosu wymieszałam z ryżem, 1/4 – z jagodami i
agrestem, ostatnią część zachowałam. Ułożyłam w przejrzystym pucharku warstwę
ryżu, warstwę owoców i znów warstwę ryżu. Po wierzchu polałam resztą sosu i przyozdobiłam
kleksem różanej konfitury.
I zachwyciłam się ideą kulinarnego recyclingu.
Wygląda przepysznie! Uwielbiam ryż jaśminowy w połączeniu z owocami i śmietanką.
OdpowiedzUsuń