niedziela, 15 lutego 2015

Curry aksamitne



Gotowanie to sztuka. W moim wykonaniu – sztuka naiwna. Jestem takim kuchennym prostaczkiem, mierzącym się z gastronomiczną materią z radosną niefrasobliwością i świadomym brakiem pokory. Nie silę się na wersje mistrzowskie,  nie udaję znawstwa, nie celebruję. Podpatruję. Próbuję. Łączę. Szarżuję, nie ponosząc żadnego ryzyka. Bawię się. Na tym polega istota Zachwyceń.

Dobre curry to też sztuka. Poznajcie zatem moje aksamitne curry naiwne.

 


Białego pora rozcięłam wzdłuż, ale nie do końca, dokładnie wypłukałam i skroiłam na cieniutkie wiórki. Przełożyłam do miseczki, posoliłam, wymieszałam, odstawiłam, aby nieco zmiękł.

Dziesięć pomidorków koktajlowych skropiłam lekko oliwą i wstawiłam w naczyniu żaroodpornym do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni, na około kwadrans, do momentu, gdy skórka zacznie leciutko pękać.


 
Dziesięć całych świeżych grzybów shiitake zalałam dwoma szklankami wrzątku i postawiłam na małym ogniu. Dołożyłam jedno spore źdźbło trawy cytrynowej, roztłuczone trzonkiem noża, pięć suszonych liści limonki kaffir, łyżkę suszonych liści curry, dwa ząbki czosnku w łupinach, rozgniecione trzonkiem noża, drobno posiekany centymetrowy kawałek ostrej papryczki chilli i kilka kapsułek kardamonu. Dolałam 5-6 łyżek bezglutenowego sosu sojowego Tamari i pozwoliłam zawartości garnka pyrkotać przez 20 minut. Następnie wyjęłam i odłożyłam grzyby, a esencjonalny płyn z gotowania starannie odcedziłam i zachowałam. Wygotowane przyprawy wyrzuciłam.


 
Pół głąba kapusty pekińskiej skroiłam w piórka, dwa białe pory (po starannym wypłukaniu) – w talarki, jedną dużą kalarepę – w kostkę. Jarzyny zalałam litrem wrzątku, lekko osoliłam i gotowałam do całkowitej miękkości, około pół godziny. Dodałam wywar z grzybów shiitake, łyżeczkę sproszkowanej słodkiej papryki i kopiatą łyżeczkę sproszkowanej kurkumy. Gotowałam jeszcze 5 minut, odstawiłam do wystudzenia, a następnie zmiksowałam w blenderze kielichowym do konsystencji aksamitnego, dość gęstego kremu. Dodałam „gęste” z puszki mleka kokosowego i zblendowałam ponownie. Spróbowałam, czy nie trzeba doprawić.

Na patelni rozgrzałam łyżkę oliwy i szybko zasmażyłam dwie garści szpinaku baby. Gdy zaczął się lekko szklić, posoliłam i wycisnęłam przez praskę pół ząbka czosnku, zamieszałam, zdjęłam z gazu, odsączyłam na sicie z nadmiaru tłuszczu.





Rozlałam curry do miseczek. Do każdej włożyłam po łyżce grzybów shiitake, po łyżce szpinaku, po łyżce surowego siekanego pora, po kilka upieczonych pomidorków. Każdą porcję przybrałam liśćmi świeżej kolendry i bazylii tajskiej. Podałam z ryżem jaśminowym.

Ot, taki ze mnie Nikifor curry. 


 




Ściągawka, czyli potrzebne składniki

10 świeżych grzybów shiitake, 3 pory (białe części), pół głąba kapusty pekińskiej, duża kalarepka, jedno spore źdźbło trawy cytrynowej,  pięć suszonych liści limonki kaffir, łyżka suszonych liści curry, dwa ząbki czosnku w łupinach i pół ząbka obranego, centymetrowy kawałek świeżej ostrej papryczki chilli, kilka kapsułek kardamonu, 5-6 łyżek bezglutenowego sosu sojowego Tamari, dwie łyżeczki sproszkowanej słodkiej papryki, kopiata łyżeczka sproszkowanej kurkumy, zawartość 0,25 ml puszki mleka kokosowego (samo „gęste”), łyżka oliwy, dwie garści szpinaku baby, 10 pomidorków koktajlowych, pęczek świeżej kolendry, pęczek świeżej bazylii tajskiej
 


2 komentarze:

  1. Smakowicie wygląda, może z suszonymi grzybami też się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uda się. Najlepiej oczywiście z suszonymi shiitake, ale nie bądźmy ortodoksyjni: nasze prawdziwki dadzą nieco inny smak i będzie to curry alla polacca :)

    OdpowiedzUsuń