Czasem liczy
się tempo. Bo, jak wiadomo, tempus fugit, a czy wieczność czeka, nie wiadomo.
Tempo w kuchni w moim przypadku oznacza, że przygotowanie czegoś nie zajmie
dłużej niż kwadrans. I to nie taki kwadrans na niby, że najpierw wszystko
przygotowujesz godzinę, a potem podgrzewasz, dusisz, mieszasz i liczysz z
zegarkiem w ręku tylko te ostatnie czynności. Ale prawdziwy kwadrans, od
podniesienia się z kanapy do włożenia pierwszego kęsa do ust.
Przygotowanie
sałatki z fenkułu, awokado i pora zajmuje równo kwadrans, z czego przez dziesięć
minut jest się absolutnie bezrobotnym.
Najpierw starannie
opłukałam białą część pora i skroiłam na drobniutkie talarki. Osoliłam,
wymieszałam i odstawiłam właśnie na te dziesięć minut bezczynnych minut, aby
sól go nieco zmiękczyła. Obrałam fenkuł z zewnętrznych, nieco sztywnych liści i
pokroiłam w drobne piórka, pomijając najtwardszą część głąbu. Obrałam ze skórki
jedno dojrzałe awokado i pokroiłam w kostkę, przełożyłam do miski, dołożyłam
fenkuł i por, jeszcze nieco dosoliłam do smaku i oprószyłam sporą ilością
świeżo mielonego pieprzu. W słoiczku szybko rozbełtałam trzy łyżki soku z
limonki z dwiema łyżkami oleju rzepakowego od moich ukochanych Myszy i Ślimaków
(znakomita, jednoosobowa firma z poleskiej Pieszowoli, produkująca tradycyjną
metodą najpyszniejszy na świecie olej rzepakowy i lniany). Z olejem nie trzeba
przesadzać, bo awokado jest dostatecznie tłuste, chodziło mi raczej o ten
boski, sielski zapach rzepaku. Dodałam garść porwanej bazylii tajskiej (można
użyć zwykłej). Wszystko razem lekko
wymieszałam i wzruszyłam się, że dobre jest tak proste i łatwe.
Zawartość salaterki
zniknęła w pięć minut.
Ściągawka, czyli
potrzebne produkty:
Jeden por (biała część), jeden fenkuł, jedno awokado,
jedna limonka, sól, pieprz, dwie łyżki oleju rzepakowego, garść świeżych liści
bazylii tajskiej lub zwyczajnej
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń