Listopad dżdży
jak należy. Tak powinno być w listopadzie. Wiatr, wilgoć, szuranie kaloszami po
butwiejących liściach. Taka jest kolej rzeczy, po bujności ściszenie, po dniu –
sen. W listopadzie powinien być czas stonowania, otaczania opieką, kierowania
do wewnątrz, zamykania spraw, skupienia na istotności, dbałości o zasoby.
Ludzki świat tymczasem jakby się uwziął, żeby robić wszystko na odwrót: teraz
właśnie rozpraszać, jątrzyć, wywracać do góry nogami, trwonić.
Co robić? Nie
jestem ekspertem, ale sądzę, że warto – w skali makro i mikro – dbać o ciepło.
I szukać jego źródeł. Pamiętając, że nikt się jeszcze nie ogrzał przy pożarze.
Lubię skalę
mikro. Skalę kuchenną. Warzenie i dzielenie się ciepłym.
Dzisiaj po
raz pierwszy jadłam brukiew.
Dawne bieda-warzywo, które na wiele lat, pewnie przez
niechęć do czasów trudnych i głodnych, zniknęło z targowisk i stołów. Chyba
niesłusznie. Choć z trwogą myślę o dniach, kiedy stanowiła podstawę pożywienia
i choć raczej nie poczęstowałabym nią mojej matki, sama zacznę ją czasem
podawać, ze względu na ciekawy smak, ni to rzepy, ni to rzodkwi, ni to kapusty.
Ale przede wszystkim ze względu na intensywny, słoneczny kolor.
Jedną sporą
brukiew obrałam cienko. Obieraczką zestrugałam nieco strużyn do ozdoby, resztę
warzywa pokroiłam w równą kostkę. Obrałam i ładnie skroiłam cztery marchewki,
dwie pietruszki, kawałek selera, dwa obrane ząbki czosnku. Opaliłam na palniku
jedną małą cebulę. Wszystkie warzywa zalałam 2 litrami wody. Dodałam trzy
liście laurowe, pięć ziarenek ziela angielskiego, dwa goździki, pół łyżki soli.
Gotowałam na wolnym ogniu, aż warzywa z włoszczyzny zmiękły, a brukiew była
nadal dość jędrna. Wyłowiłam z wywaru zioła, odłożyłam dwie chochelki warzyw,
resztę zmiksowałam na gładki krem. Gęstą, złocistą zupę postawiłam z powrotem
na maleńkim ogniu i dodałam mielone przyprawy: łyżeczkę cząbru, łyżeczkę kminku,
pół łyżeczki kolendry, sporą szczyptę czarnego pieprzu. Gotowałam trzy minuty,
mieszając, pod koniec włożyłam kostkę warzywną.
Gorącą zupę przelałam do
miseczek, przybrałam brukwianymi strużynami i kiełkami buraka.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki:
Jedna bulwa brukwi (ok. 30- 40 dag), 4 marchewki, 2
pietruszki, kawałek selera (gruba pajdka wielkości pięści), dwa ząbki czosnku, mała
cebula, 3 liście laurowe, 5 ziaren ziela angielskiego, 2 goździki, sól,
łyżeczka mielonego cząbru, łyżeczka mielonego kminku, pół łyżeczki mielonych
ziaren kolendry, szczypta mielonego czarnego pieprzu, garść kiełków buraka lub
innej rośliny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz