Apetyt na
czereśnie. Nieustający.
Nie nudzą mi się te krągłe błyszczące pokusy, kuleczki słodkiego soku z filuterną pestką, zachęcającą do sztubackich żartów. Najjędrniejsze karminowe summity i najsłodsze, niemal czarne wandy. Te ostatnie świetnie nadają się do kompotu.
Dwa kilogramy
czereśni umyłam, oderwałam szypułki, każdy owoc nakłułam wykałaczką, aby skórka
nie pękała w gotowaniu. Dwie cytryny ekologiczne sparzyłam wrzątkiem i
pokroiłam w plastry wraz ze skórką. Włożyłam do głębokiego garnka czereśnie i
cytryny, dodałam laskę prawdziwego cynamonu i wsypałam niecałą szklankę
brązowego cukru. Gotowałam pięć minut pod przykryciem. Wyjęłam cynamon,
napełniłam owocami wyparzone słoiki, dopełniłam płynem. Zakręciłam wyparzonymi
zakrętkami i pasteryzowałam w garnku wyłożonym ściereczką i napełnionym gorącą
wodą – od momentu zawrzenia 25 minut. Po wyciągnięciu z kąpieli mocno
dokręciłam zakrętki.
Kiedy
nadejdzie nijaki listopad, gdy na targu będą już tylko zmarznięte jabłka i
gruszki o szorstkiej skórze, wyciągnę ze spiżarki słoik ze smakiem lipca.
Ściągawka, czyli
niezbędne składniki
2 kg ciemnych czereśni, 2 cytryny, laska cynamonu,
niecała szklanka brązowego cukru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz