środa, 3 kwietnia 2013

Biebrza - wspomnienie

Kiedy tylko mogę, zamykam dom na klucz i ruszam. Ciągnie mnie pustkowie i rozległość przestrzeni. Ciągnie mnie wschód,  rejony przygraniczne. Tam jest jakoś więcej nieba.
Prowadzę dziennik podróży. Potem łatwiej odtworzyć klimat, wywołać klisze pamięci.
 

Kilka tygodniu temu byłam pierwszy raz w Biebrzańskim Parku Narodowym. Mała wieś Kuligi, na styku szlaków rozchodzących się w głąb lasów, nad rzeką Jegrznią, pośród rozlewisk. Pusto i wietrznie, zimno, jak chyba nigdzie w Polsce.

 
Podarowałam sobie dwa dni marszu po oblodzonych drogach i zamarzniętych mokradłach, w przejrzystym ostrym powietrzu, w ciszy tak wielkiej, że aż nierealnej.
 

Podarowałam sobie nocleg w starym domu, przed snem palenie w piecu i pod kuchnią. Zapach sosnowych smolnych szczapek. Sen w puchowym śpiworze zaopatrzonym dodatkowo pierzyną. Rano w pokoju +3 stopnie, dmuchanie w popiół i śniadanie jedzone w rękawiczkach.
I potem powrót w zadymce do domu, do własnej kuchni. I zachwycona pamięć.
 

 

1 komentarz: