Czas coraz
szybciej zatacza koła i znów ta dziwna pora roku, zwana przeze mnie niezimą,
okres szarości, pluchy, wahań ciśnienia, szaleństwa wirusów, osłabienia, przygnębienia,
chandry… i przeciwdziałania tymże.
Jak przeciwdziałać? Po pierwsze, jak najczęściej się śmiać, nawet bez powodu. Mózg słucha śmiechu i wierzy śmiechowi. Jestem zafascynowana jogą śmiechu i chętnie się tą fascynacją dzielę. Może by tak dzisiaj pośmiać się do siebie? Do dziecka? Do kota? Do chochelki w kuchni? Minutę? Trzy?
Jak przeciwdziałać? Po pierwsze, jak najczęściej się śmiać, nawet bez powodu. Mózg słucha śmiechu i wierzy śmiechowi. Jestem zafascynowana jogą śmiechu i chętnie się tą fascynacją dzielę. Może by tak dzisiaj pośmiać się do siebie? Do dziecka? Do kota? Do chochelki w kuchni? Minutę? Trzy?
Po drugie,
ubierać się kolorowo. I znów, mózg widzi kolory i wierzy kolorom. Im mniej
optymistyczna aura, tym bardziej przypominam pawia i papugę. Specjalnie na
takie okazje mam kolekcję kolorowych szalików, rękawiczek, korali i kolczyków.
Zestawiam szafir z rzekotkową zielenią, doprawiam kroplą amarantu, cytrynową
żółć mieszam z koralem i z turkusem. I nie oglądam się na wyrocznie mody ani na
komentarze, że nie pasuje, nie przystoi, nie wypada.
Po trzecie,
choć trochę się ruszać. Wiem. Też jestem leniwym typem kanapowego kocura. Ale
wiem, że jeśli ja się nie ruszam, rusza wszystko to, co wymieniłam w pierwszym
zdaniu tego tekstu. Więc podskakuję. Udaję, że tańczę. Boksuję przeciwności
losu. I – jeśli uda mi się obudzić w sobie bohaterkę – spaceruję, pomiędzy
zimnymi kroplami, pod ołowianym niebem.
Po trzecie,
jeść w barwach tęczy. Ostatnio polecałam „kluseczki” z kolorowych marchewek,
dziś kolej na marchwiane surówki.
Cztery
fioletowe marchewki oskrobałam i starłam na tarce, na grubych oczkach. Posiekałam
drobniuteńko centymetrowy kawałek imbiru, posoliłam szczyptą soli, wymieszałam
z marchwią. Przygotowałam sos, mieszając energicznie w słoiczku ćwierć szklanki
soku z limonki i dwie łyżki syropu klonowego. Zalałam surówkę sosem, dodałam garstkę świeżych liści melisy, dokładnie
wymieszałam, odstawiłam na godzinę. Przed podaniem wymieszałam z garścią umytych
i osuszonych borówek amerykańskich.
Identycznie
sprawiłam cztery duże tradycyjne, czyli pomarańczowe marchewki, też wymieszałam
je z posiekanym, lekko osolonym imbirem. Przygotowałam sos, mieszając
energicznie w słoiczku cztery łyżki soku z cytryny, pięć łyżek soku z ananasa i
łyżkę syropu klonowego. Pokroiłam w grubą kostkę połowę świeżego ananasa. Opłukałam i osuszyłam kilkanaście listków bazylii tajskiej. Wszystko
razem wymieszałam, podałam po godzinie przegryzania się smaków.
Mój mózg
poczuł się nakarmiony kolorem.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Na czerwoną sałatkę:
Cztery spore fioletowe marchewki, centymetrowy kawałek
świeżego imbiru, szczypta soli, ćwierć szklanki soku z limonki, dwie łyżki
syropu klonowego, garstka świeżych liści melisy, garść borówek amerykańskich
Na pomarańczową sałatkę:
Cztery duże marchewki pomarańczowe, centymetrowy kawałek
świeżego imbiru, szczypta soli, cztery łyżki soku z cytryny, pięć łyżek soku z
ananasa, łyżka syropu klonowego, pół świeżego ananasa, obranego i pokrojonego w
grubą kostkę, garstka świeżych liści bazylii tajskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz