Często sięgam po przyprawowe nuty indyjskie. Ostatnio
zatęskniłam za kolorytem arabskim. Może dlatego, że dostałam fantastyczną
arabską ceramikę. Czemu jak czemu, ale pięknym naczyniom nijak nie potrafię się
oprzeć. Postanowiłam wymyślić przepis, który będzie jak sojusz polsko-arabski. Bo w sojusze, alianse i mariaże wchodzić warto.
Najpierw upiekłam trzy czerwone papryki (ok. 20 min. w
piekarniku nagrzanym do 200 stopni), a po ostudzeniu obrałam ze skóry i
usunęłam nasionka. Sprawioną paprykę pokroiłam w małe kawałki.
Następnie pęczek młodej marchewki (lub opakowanie marwitek,
tych do chrupania) oczyściłam i pokroiłam w plasterki. Rozgrzałam w głębokiej
patelni łyżkę oleju kokosowego. Na gorący tłuszcz wsypałam dwie łyżeczki ostrej
sproszkowanej papryki i łyżeczkę mielonych ziaren kolendry, a gdy przyprawy
zaczęły pachnieć – wrzuciłam przygotowaną marchewkę, posoliłam i dusiłam pod
przykryciem około 10 minut. Ma zachować chrupkość.
Liście botwiny z dwóch pęczków dokładnie opłukałam,
strzepnęłam z wody i pokroiłam na małe kawałki, takie, które nie będą spadały z
widelca. Zalałam w garnku niewielką ilością wody, około pół szklanki, tyle
jedynie, aby nie przywarły do dna garnka i aby chwileczkę poddusiły się w parze
pod pokrywką, z dodatkiem płaskiej łyżeczki soli.
Osączyłam czerwoną fasolę z puszki (uff, wydało się, czasem
używam tej z puszki, zwłaszcza gdy do przepisu potrzeba mi jedynie niewielkiej
ilości fasoli), dodałam do garnka z botwinką. Dołożyłam marchew i pieczoną
paprykę. Wsypałam garść rodzynków, wlałam sok z jednej cytryny, wmieszałam
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę. W końcu dodałam dwie czubate łyżeczki
arabskiej mieszanki zaatar. To mieszanka, której skład różni się w zależności
od regionu, zawsze jednak w jej skład wchodzi tymianek, sezam i sumak. I to ona
odpowie za smak dania, a raczej – za przeniknięcie i się smaków słodkich,
słonych, kwaśnych i pikantnych. Potrzymałam garnek na ogniu, od czasu do czasu
mieszając, jeszcze dwie minuty tak, aby ingrediencje związały się ze sobą, ale
aby botwinka nie zrobiła się bura.
Ale to jeszcze nie koniec. Gdy wyłożyłam gotowe danie na
talerz, posypałam je świeżą natką kolendry i przybrałam hojnie jagodami miechunki, wyłuskanymi z
suchych koszyczków. I to był gest nadający potrawie niepodrabialny,
kwaskowo-słodkawy sznyt.
Kto by pomyślał, że poczciwa botwina tak potrafi…
Kto by pomyślał, że poczciwa botwina tak potrafi…
Ściągawka, czyli niezbędne składniki
Dwa pęczki botwiny
(same liście, bez bulw buraczanych), 3 czerwone papryki, pęczek młodej
marchewki (lub opakowanie marwitek), dwie łyżeczki ostrej sproszkowanej
papryki, łyżeczka mielonych ziaren kolendry, puszka czerwonej fasoli, garść
rodzynków, sok z jednej cytryny, ząbek czosnku, sól, dwie czubate łyżeczki
mieszanki zaatar, garść świeżych liści kolendry, kilkanaście jagód miechunki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz