Jeszcze zostało
parę dni kwitnienia czarnego bzu. Przynajmniej w centralnej Polsce. Bo na
północy ponoć dopiero się zaczyna, tam jeszcze akacje w rozkwicie.
Oba zapachy,
akacjowy i czarnobzowy, są intensywne, mydlane, trochę pościelowe. Rozleniwiające.
Bardzo letnie. Oba można utrwalić.
Trzy tygodnie
temu przygotowałam syrop z kwiatów akacji. W tym tygodniu – syrop z kwiatów
czarnego bzu. Jako że receptura jest identyczna, opiszę moje ostatnie
poczynania.
Zerwałam
około pięćdziesięciu baldachów czarnego bzu (z kilkunastu krzaków, aby nie pozbawić jednego drzewa możliwości owocowania), sprawdzając, czy na łodyżkach nie
ma mszyc, które uwielbiają słodki sok. Otrzepałam delikatnie z muszek i śmietków.
Z każdego baldachu usunęłam jak najgłębiej łodyżki, bo kryją gorycz. Dobrze
robić to nad garnkiem, bo gwiaździste kwiatuszki szybko opadają. Oczyszczone
kwiaty zalałam 2 litrami wrzątku i odstawiłam na 24 godziny, po wystygnięciu
przenosząc w chłodne miejsce.
Następnego
dnia odcedziłam wonny płyn, starannie odciskając kwiaty. Do gotowego odwaru
dodałam sok z 5 cytryn i 70 dag cukru. Zagotowałam. Gdy syrop zawrzał, chwilę
potrzymałam go na ogniu, a potem szybko przelałam do wyparzonych butelek.
Trudno mi
odpowiedzieć na pytanie, jak długo można go przechowywać. U mnie znika w kilka
upalnych tygodni, podawany z lodowatą gazowaną wodą mineralną i listkami mięty.
Syrop ten ma bowiem właściwości chłodzące. Lubię też skrapiać syropem śniadaniowe racuszki.
Kwiaty czarnego
bzu można też suszyć. Zaparzam z nich w zimie napotne dekokty przeciw
przeziębieniom, po szczypcie dodaję do innych herbat dla aromatu, szykuję
dobroczynną dla skóry kąpiel.
Do czarnego
bzu mam stosunek sentymentalny z jeszcze jednego powodu: racuszki z baldachów
czarnego bzu to był mój pierwszy wegański przepis na tym blogu.
Ściągawka, czyli
niezbędne składniki
50 baldachów czarnego bzu, 2 litry wody, sok z 5 cytryn,
70 dag cukru (najlepiej nierafinowanego)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz