Zielone.
Chrupkie. Jędrne. Sprężyste. Soczyste. Harde. Krzepkie. Delikatne.
Wczesnoletnie.
Naturalnie
wiadomo już, o czym mówię.
O królowych
czerwcowych. O szparagach.
Najczęściej grilluję je na patelni grillowej lub piekę, lekuchno tylko musnąwszy oliwą i oprószywszy mgiełką soli.
Na patelni –
dwie minuty, przewracam szpatułką i jeszcze dwie minuty.
W piekarniku
nagrzanym do 180 stopni – dwie minuty, poruszam naczyniem do zapiekania, aby
się poprzewracały, i kolejne dwie minuty.
A potem?
Można posypać uprażonymi płatkami migdałowymi i jeść. Można zrobić z delikatną,
wytworną zupę, na przykład chłodnik z orzechową nutą (przepis niebawem). Można
też chrupać je maczając w dobrym, intensywnym sosie.
Ostatnio przyrządziłam pyszny, oryginalny, wyrazisty sos, kontrapunktujący subtelny smak szparagów.
Wzięłam siedem
dość dojrzałych, ale jeszcze nie miękkich moreli, wypestkowałam i zmiksowałam
blenderem-stopką na gładko. Dodałam płaską łyżkę oleju kokosowego, małą garść
świeżych liści kolendry, płaską łyżeczkę soli i sporo świeżo mielonego czarnego
pieprzu, znów zmiksowałam na jednolity, zwarty sos, kwaskowo-słodkawo-pikantny.
Zaskakujący.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki:
Pęczek zielonych szparagów, siedem moreli, płaska łyżka
oleju kokosowego, niepełna garść świeżych liści kolendry wraz z łodyżkami, sól
i pieprz do smaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz