Żar. Żar.
Żar. Leje się z nieba, odbija się od ziemi, wprawia powietrze w rozedrganie,
kręci w głowie, obezwładnia, otumania.
Zaczęło się
lato i będzie rządzić się do odwołania.
Nie, nie będę
marudzić. Wycisnę z tego lata tyle widoków, smaków, zapachów i kolorów, ile się
da. Zamierzam wyżąć tęczę. Do ostatniej tęczowej kropli.
W takie dni,
jak dzisiejszy, najlepiej obyć się bez gotowania. Najlepiej przyrządzić
chłodnik. Jeszcze lepiej niż najlepiej – przyrządzić chłodnik nietypowy, taki,
jakiego jeszcze nie było. Nieoczywisty. Słodko-słony, z ostrym powiewem. Jak
pierwsze dni lata. Tyle, że lodowaty. Chłodnik arbuzowy.
Pół
dorodnego, niemal bezpestkowego arbuza chłodziłam przez noc w lodówce. W porze
przedobiedniej wyciągnęłam go, odkroiłam skórę, specjalną łyżeczką wykroiłam z
miąższu kilkanaście zgrabnych kulek, które odłożyłam. Resztę miąższu
podzieliłam na drobniejsze kawałki i umieściłam w blenderze kielichowym wraz z
jedną czerwoną papryką pozbawioną nasion, pokrojoną niedbale w mniejsze cząstki
i pięcioma czerwonymi rzodkiewkami, umytymi, pozbawionymi ogonka i również
pokrojonymi, aby łatwiej je było zmiksować. Dodałam garść świeżych liści
bazylii tajskiej (ma anyżowy posmak, kto nie lubi, może zastąpić zwykłą
bazylią) i garść liści kolendry oraz płaską łyżkę soli, trzy łyżki soku z
cytryny, niecałą płaską łyżeczkę ostrej papryki tudzież po szczypcie: imbiru
mielonego, kminu rzymskiego mielonego, mielonych liści curry, mielonych
goździków i czarnego pieprzu. Nie trzeba dodawać ani kropli wody, arbuz zawiera jej wystarczająco dużo. Wszystko razem starannie zmiksowałam, a następnie
jeszcze przepuściłam przez sito, które wyłapało resztki pestek arbuzowych i
paprykowej skórki (paprykę można zawczasu upiec i obrać ze skórki, ale dziś za
nic nie chciało mi się włączać piekarnika).
Obrałam ze
skórki jednego sporego ogórka, usunęłam gniazda nasienne (zjadłam je po
prostu), pozostały miąższ skroiłam w kostkę. Pół czerwonej papryki
potraktowałam w identyczny sposób. Dziesięć żółtych pomidorków koktajlowych przekroiłam
w pół, a pięć rzodkiewek – w plasterki. Skroiłam jeszcze nieco szczypiorku,
uzyskując tak ze dwie łyżki siekaniny. Wszystkie warzywa wymieszałam i
posoliłam, a gdy ich smaki nieco się przegryzły, włożyłam po solidnej chochelce
krajanki do misek, dołożyłam po kilka arbuzowych kulek i wszystko zalałam
chłodnikiem. Dodałam jeszcze po kilka gałązek świeżej rukwi wodnej (można ją
zastąpić gałązką innych ulubionych ziół).
Osoby, które poczęstowałam moim wynalazkiem, miały niezłą łamigłówkę, próbując
rozszyfrować składniki. Nikomu się nie udało, choć wszyscy byli zachwyceni
nietypową kompozycją smaków i aromatów.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Pół arbuza, najlepiej bezpestkowego (ok. 70 dag),
półtorej czerwonej papryki, pęczek rzodkiewek, dziesięć żółtych pomidorków
koktajlowych, jeden ogórek, pół pęczka szczypiorku, dwie łyżki soku z cytryny, świeże
zioła: garść liści bazylii tajskiej, garść liści kolendry, kilka gałązek rukwi
wodnej; przyprawy: sól, pieprz czarny, sproszkowana chilli, mielone – imbir,
kmin rzymski, liście curry, goździki (po szczypcie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz