I znów
szparagi. Trzeba korzystać, póki są. I póki ich cena nie wywołuje dreszczu
grozy. Zimny krem szparagowy wywoła za to miłe uczucie ochłodzenia.
Poprzedniego
dnia upiekłam większą ilość zielonych szparagów (4-6 minut w piekarniku, w temperaturze 180-200
stopni, zwilżone oliwą i oprószone lekko solą). Wiedząc, że zanosi się na upał,
część włożyłam do lodówki, aby nazajutrz użyć ich do chłodnika. Do lodówki
powędrował też słoik z dwiema garściami nerkowców zalanymi szklaną zimnej wody;
zmiękną przez noc.
Gdy przyszła
pora na obiad, wyjęłam szparagi, każdą z nich przełamałam mniej więcej w 2/3
długości, krótsze części z główkami odłożyłam, dłuższe wrzuciłam do blendera.
Dodałam namoczone nerkowce wraz z wodą, w której się kąpały i sól do smaku.
Dołożyłam jeszcze garść bazylii, garść mięty i dwie gałązki srebrzystej tall curry.
To ciekawa roślina, odmiana kocanki przypominająca wyglądem rozmaryn, ale nie
zdrewniała, miękka, bardzo aromatyczna. Daje się dobrze prowadzić w doniczce,
znalazła więc miejsce w mojej loggii, w gęstwinie innych ziół. Z braku świeżej kocanki,
można dorzucić łyżeczkę dobrej mieszanki curry, takiej bez glutaminianu sodu.
Jak widać,
przygotowanie zupy jest tak proste, że można się na nią skusić nawet w
największy skwar. Przyniesie ochłodę, powiew świeżości i – dzięki orzechom –
całkiem treściwie nasyci.
Ściągawka, czyli
potrzebne składniki
Pęczek zielonych szparagów, dwie garści orzechów
nerkowców, garść świeżej bazylii, garść mięty, dwie gałązki srebrzystej call
curry, sól, woda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz