Chodził za
mną ten koncept od dłuższego czasu. Dźgał w oczy w menu restauracji, w których
nie byłam i nie będę. Wyskakiwał z kulinarnych programów telewizyjnych. Drażnił
zmysły. Prowokował wyobraźnię. Aż wreszcie w jednym punkcie, w samym centrum
garnka, zetknęły się produkty nieczęsto idące w parze: jarzyny, z kalafiorem na
czele, i wanilia.
Kalafior
romanesco – ten ze szpiczastymi różyczkami w jasnozielonym, rzekotkowym kolorze
– podzieliłam na mniejsze części, zalałam wrzątkiem, osoliłam i ugotowałam al
dente, około cztery minuty. Kilkanaście różyczek osączyłam i odłożyłam, resztę
pozostawiłam w garnku. Dołożyłam dwie cukinie, niedbale pokrojone i równie
fantazyjnie pociachaną, obraną ze skórki kalarepę.
Na łyżeczce oleju kokosowego
przesmażyłam dwie posiekane szalotki, dołożyłam do warzyw. Dodałam trzy listki
laurowe, cztery ziarna ziela angielskiego i na koniec – laskę wanilii,
przekrojoną w pół. Wsypałam jeszcze nieco soli i zostawiłam na ogniu do
momentu, gdy jarzyny zaczęły się rozpadać, czyli około dwadzieścia minut.
Następnie wyciągnęłam wanilię, liście laurowe i ziele angielskie, dodałam
miąższ z jednego awokado i ¾ szklanki gęstego mleka kokosowego. Potrzymałam na
ogniu jeszcze trzy minuty, odstawiłam i nieco schłodziłam, zanim wlałam do
blendera kielichowego i zmiksowałam na gładko.
Powstały krem
przelałam z powrotem do garnka i, mieszając, solidnie podgrzałam, wrzuciwszy do
środka różyczki kalafiora. Jeszcze tylko trochę świeżo mielonego pieprzu i
łodyżki tajskiej bazylii do dekoracji, i już można się było delektować smakiem,
zaskakującym i nieoczywistym.
Coś mi się widzi, że będę teraz wtykać laskę wanilii między rozmaite kulinarne drzwi.
Ściągawka, czyli
potrzebne produkty
Jeden kalafior romanesco, dwie cukinie, jedna kalarepa,
jedno awokado, dwie szalotki, trzy liście laurowe, cztery ziarna ziela
angielskiego, laska wanilii, ¾ szklanki gęstego mleka kokosowego, sól, pieprz,
bazylia tajska do dekoracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz